wtorek, 22 listopada 2016

II (ciąg dalszy)

***
Biegnąc,  osłabł w końcu zmęczony. Zatrzymał się na rogu dwóch ulic. Zrozpaczony położeniem, brakiem jakiegokolwiek odzienia i tożsamości, ponownie zapłakał. Ale wciąż były to łzy czyste, anielskie. Niczemu winne łzy cierpiącego stworzenia. Pragnął spokoju, tyle niepotrzebnych rzeczy burzyło jego jakże oczywiste dotąd poczucie harmonii. Niedoskonałe ciało i poranione, wciąż narażone było na kolejne uszkodzenia. A on nie potrafił nic zrobić w tym pozbawionym Boga ludzkim padole. Całkowicie pozbawionym...?
Wzrok zmęczonego przykuł pewien znak na szczycie niezwykle wysokiego budynku zdobionego misternymi ornamentami. Dwie skrzyżowanie ze sobą belki tkwiły na gorze jak jakiś symbol. Podszedł do ogromnych, ciężkich drzwi, po czym pchnął je z ciekawości. Ku swemu zaskoczeniu, przy kontraście pustych ulic ujrzał tam całe tłumy,  wpatrzone w jeden centralny punkt. Siedząc w podłużnych ławach wpatrywali się zasłuchani w słowa wygłaszane ze szczytu sali. Pomieszczenie było ogromne, pełne ław, za nimi wysokie, kolorowe okna sięgające pod niemal nie kończący się w górze sufit. "A kiedy widzieliśmy cię jako przybysza i przygarnęliśmy albo nagiego odzieliśmy? Na to Król im odpowie, oświadczam wam że ilekroć uczynili się to najlichszemu z moich braci, uczynili się to mnie". Głos mężczyzny wygłosił tak zrozumiałe nareszcie dla czystego serca słowa... Postanowił zbliżyć się do ław i dosiąść się do słuchaczy tak znanego jego sercu słowa.  Zbliżał się powoli, nagle w pomieszczeniu rozległ się krzyk. "Rozebrany chłopak paraduje po mszy! Spójrzcie,  tam!"
W kierunku czystego sercem zmierzał nagle rozjuszony jego widokiem mężczyzna. "Precz z domu Boga!" - krzyknął w gniewie - :Nie widzisz, że tu siedzą kobiety, młode dziewczęta?! Jak śmiesz prowokować niewinne stworzenia do nieczystych myśli, i to w domu modlitw!"
Natychmiast czystemu sercem zrobiło się żal swoich kroków i śmiałości, pomyślał tylko... "kim jest ten człowiek, skoro tak twierdzi..." Wybiegł z budynku spłoszony. "Dom Boga...?" - pomyślał. Przypomniał sobie raptem dalsze słowa pewnej bliskiej mu osoby... "Potem powie do tych po lewej... odejdźcie... bo ile razy tego nie zrobiliście,  nie uczyniliście tego mnie...". Wybiegł, nie widząc już żadnych szans na życzliwość człowieka, hańbiącego słowa rozumiane widocznie tylko czystym sercem... Nie widział już w człowieku żadnych szans.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz