poniedziałek, 28 listopada 2016

II (ciąg dalszy, kolejny)

***
Zapadł  zmrok. Dziwne zjawisko... Sklepienie skorupy oddzielającej świat od dobra, z chwili na chwilę czerniało coraz bardziej. Będąc wciąż tłem tych samych, syntetycznych ludzkich świateł. Człowieka zaś, ani śladu... Anioł spoczął na kamieniach potężnego placu. Fontannę w samym centrum otaczał rząd zdobionych budynków rozświetlonych światłami miejskich latarni. Poczuł ulgę - przez dłuższą chwilę nie musiał znosić wzroku człowieka na sobie. Nagi i poraniony, wciąż nie wiedział jak zdobyć odzienie i przywrócić ciału fizyczny ład. Spojrzał w kierunku fontanny. Raptem odnalazł środek zaspokojenia jednej ze swoich doraźnych potrzeb.
Wszedł do środka kamiennego basenu, nabrał w dłonie trochę wody i wytarł plamy na swoim ciele. Po chwili przykucnął, dzięki czemu zdołał zanurzyć w wodzie całe swoje ciało. Wstał, podszedł bliżej wody wypływającej z góry, przez chwilę poczuł przyjemną świeżość. Tymczasem światła w oknach gasły jedno po drugim. Czysty sercem odświeżył ciało z pyłów ulicy, nie wróciło mu to jednak poczucia spokoju - chłód przeszywający jego skórę pogłębił frustracje wynikającą z położenia, w jakim się znajdował.

***
El postanowiła wracać starym miastem. Wzięła aparat fotograficzny, dzięki czemu mogła robić zdjęcia oświetlonym wieczornym światłem murom. Wędrując uliczkami ze swoim wielkim skórzanym plecakiem, dostrzegła ciekawe zjawisko. Na środku placu ratuszowego, w środku kamiennej fontanny stał nagi, młody mężczyzna. Stał i trząsł się z zimna. Dziwne... Z drugiej strony fascynujące, ale wciąz dziwne zjawisko.
Wszystko jest w porządku...? - pomyślała. Napewno...? Kto to jest...? - myśli nawarstwiały się w głowie El. Człowiek młody, ale nagi, późnym wieczorem, czyżby bezdomny...? Może niespełna rozumu...? Sam... Nagi, ale o tej porze...? Zbyt dziwne...
Myśląc nad przedziwnym widokiem, stała tak, nie mając poczucia upływającego czasu. W pewnym momencie postanowiła jednak zadziałać. Instynktownie... a instynkt zaś podpowiedział jej... "zwróć uwagę, to samotny człowiek - pomóż"...
Zdjęła plecak. Przykucnęła, otworzyła go i wyciągnęła... ubranie. Spódnicę do ziemi, długi rozciągnięty sweter - to,co akurat miała przy sobie. Podeszła do fontanny nieśmiało, ukradkiem położyła na ziemi ubrania. I odeszła. Ale idąc, poczuła w sercu ciepło. Poczuła, że zrobiła coś dobrego. Poczuła, że z minuty na minutę będzie miało to coraz większy sens. Poczuła się potrzebna tajemniczemu, nieznanemu chłopcu z fontanny...
Spojrzała za siebie, opuszczając plac ratuszowy. Widząc reakcje nieznajomego na gest, który uczyniła, poczuła bezgraniczną radość. Prawdziwe, prawdziwe szczęście. Tego dnia noc postępowała jak każda, ale sen - był wyjątkowo spokojny i odprężający...

wtorek, 22 listopada 2016

II (ciąg dalszy)

***
Biegnąc,  osłabł w końcu zmęczony. Zatrzymał się na rogu dwóch ulic. Zrozpaczony położeniem, brakiem jakiegokolwiek odzienia i tożsamości, ponownie zapłakał. Ale wciąż były to łzy czyste, anielskie. Niczemu winne łzy cierpiącego stworzenia. Pragnął spokoju, tyle niepotrzebnych rzeczy burzyło jego jakże oczywiste dotąd poczucie harmonii. Niedoskonałe ciało i poranione, wciąż narażone było na kolejne uszkodzenia. A on nie potrafił nic zrobić w tym pozbawionym Boga ludzkim padole. Całkowicie pozbawionym...?
Wzrok zmęczonego przykuł pewien znak na szczycie niezwykle wysokiego budynku zdobionego misternymi ornamentami. Dwie skrzyżowanie ze sobą belki tkwiły na gorze jak jakiś symbol. Podszedł do ogromnych, ciężkich drzwi, po czym pchnął je z ciekawości. Ku swemu zaskoczeniu, przy kontraście pustych ulic ujrzał tam całe tłumy,  wpatrzone w jeden centralny punkt. Siedząc w podłużnych ławach wpatrywali się zasłuchani w słowa wygłaszane ze szczytu sali. Pomieszczenie było ogromne, pełne ław, za nimi wysokie, kolorowe okna sięgające pod niemal nie kończący się w górze sufit. "A kiedy widzieliśmy cię jako przybysza i przygarnęliśmy albo nagiego odzieliśmy? Na to Król im odpowie, oświadczam wam że ilekroć uczynili się to najlichszemu z moich braci, uczynili się to mnie". Głos mężczyzny wygłosił tak zrozumiałe nareszcie dla czystego serca słowa... Postanowił zbliżyć się do ław i dosiąść się do słuchaczy tak znanego jego sercu słowa.  Zbliżał się powoli, nagle w pomieszczeniu rozległ się krzyk. "Rozebrany chłopak paraduje po mszy! Spójrzcie,  tam!"
W kierunku czystego sercem zmierzał nagle rozjuszony jego widokiem mężczyzna. "Precz z domu Boga!" - krzyknął w gniewie - :Nie widzisz, że tu siedzą kobiety, młode dziewczęta?! Jak śmiesz prowokować niewinne stworzenia do nieczystych myśli, i to w domu modlitw!"
Natychmiast czystemu sercem zrobiło się żal swoich kroków i śmiałości, pomyślał tylko... "kim jest ten człowiek, skoro tak twierdzi..." Wybiegł z budynku spłoszony. "Dom Boga...?" - pomyślał. Przypomniał sobie raptem dalsze słowa pewnej bliskiej mu osoby... "Potem powie do tych po lewej... odejdźcie... bo ile razy tego nie zrobiliście,  nie uczyniliście tego mnie...". Wybiegł, nie widząc już żadnych szans na życzliwość człowieka, hańbiącego słowa rozumiane widocznie tylko czystym sercem... Nie widział już w człowieku żadnych szans.

środa, 16 listopada 2016

II

 Zupełnie niekonwencjonalny tryb życia, jaki prowadziła młoda El, zdecydowanie wystawał poza ramy normalności. Nic jednak nigdy nie było w stanie zniechęcić jej do bycia w pełni sobą. Chodziła własnymi ścieżkami, nie przejmowała się opinią z zewnątrz. Utrzymywana z pomocy babci i alimentów ojca dorabiała czasem w sezonie zbiorów na plantacjach owoców. Jej matka nie żyła od wielu lat. El kochała las, który nazywała swoim. Kochała stary opuszczony dom w jego głębi i marzyła,  że kiedyś w nim zamieszka. Nic o nim nie wiedziała. Zawsze była pewna, że jest opuszczony, ale nigdy nie miała odwagi zajrzeć tam sama. Mieszkała w blokowiskach, skąd do lasu spacerowala niezły kawałek drogi. Mimo to codziennie, dzień w dzień spędzała w lesie niemal cały czas. Brała tam ze sobą tyle rzeczy - wyglądało to, jakby każdego dnia miała zamiar wprowadzić się tam na stałe. Miejsca, które sobie upodobała nie odkrył w tym lesie chyba jeszcze nikt. I chyba tylko sama El znała do niego drogę. Miała tam swoje królestwo, swój mały wielki świat, krainę, w której była sama i mogła robić to, czego zapragnęła. Bez skrępowania, ograniczeń i obserwatorów. Mogła tańczyć, wyśpiewywać bliskie jej duszy melodie, tworzyć, czytać, studiować i zgłębiać w spokoju interesujące ją tematy. Przygotowywała tam nawet posiłki - traktowała to miejsce jak dom. Tylko na wieczór, zbierała cześć swoich rzeczy,  by wrócić z nimi na blokowiska, do mieszkania, gdzie czekała na nią babcia. El była indywidualistką, na wszystko miała swoją własną nieco zwariowaną teorię. Była świadoma siebie i swoich potrzeb,  znała siebie bardzo dobrze. Pragnęła realizować w skupieniu swoje pasje, wyrażać siebie w każdym szczególe, być zawsze blisko swojej ukochanej, dzikiej natury. Nie wstydziła się swojej odmienności,  pielegnowała ją. Brakowało jej tylko bratniej duszy,  kogoś,  z kim wzajemnie mogliby się inspirować, dzielić pasje... Ale przede wszystkim kogoś,  kto nareszcie w pełni zrozumiałby jej świat, zrozumiałby ją samą...

poniedziałek, 14 listopada 2016

Wtorek, 15 listopada.

Coś nie tak z datą na bloggerze. W każdym razie...
Mamy dziś wtorek, jest 6:59. Dzień postępuje. A wiec słońce dzisiaj jednak wstaje.
Rozczarowana? Niech już mu będzie...😉

💜💜💜


I (ciąg dalszy)

Droga z betonu, podłoże nieprzyjemne stopom czystej istoty. Droga prowadziła wzdłuż potężnych betonowych konstrukcji - chyba zupełnie do nikąd, pomyślał Anioł.  Obecni tu ludzie, zupełnie obojętnie i zarazem całkiem nienawistnie spogladali na zziebnietego błąkającego się przybysza. Nikogo nie zainteresowało kim był ani skąd się tutaj wziął... Tyle było pretensji w ludzkich oczach - a więc na tym polega znieczulica tego świata, pomyślał. Świata,  w którym zdecydowanie za dużo jest obojętności...
Idąc drogą dostrzegł w oddali blask wielu ogromnych świec na wysokich metalowych słupach. Pełno świateł, rozmaitej długości i szerokości. Jakaś namiastka bożego stworzenia...? - pomyślał.  Nie daje to szczególnie boskiego ciepla, pomyślał - tutaj już nic go z pewnością nie oddaje... Pewne, nie do końca znajome potrzeby dekoncentrowaly jego jeszcze nie dawno tak nieograniczone żadnymi ramami myślenie. Fizyczny głód. Doskwierający fizyczny głód, to nie dawało mu spokoju najbardziej. Zwrócił jednak szybko uwagę na coś, co mogłoby go zaspokoić. Nigdy wcześniej nie doświadczył fizycznego pokarmu, tym razem jednak czuł, że to jego własny obowiązek. Intuicja podpowiedziała mu, że znajduje się w pobliżu miejsca, gdzie taki pokarm może otrzymać. Postanowił więc podejść do wielkiej metalowej bryły z podłużnym okienkiem. Zza okienka wynurzyła twarz wyglądająca na przerażoną młoda dziewczyna.
"Co po...o, matko - ty jesteś goły!" - krzyknęła. Cóż... Anioł rozumiał każdy z ludzkich języków. Zrozumiał także,  że wiele go tutaj różni, pomimo cielesnego podobieństwa od innych zgromadzonych w tej okolicy. Co takiego? Jego ciało nie było zwyczajnie niczym okryte. Po prostu - nagość fizyczna... Na lądzie grzechu nagość fizyczna przyprawia ludzi o wstyd.
"Jesteś głodny? Wygląda na to, że chyba nie masz przy sobie pieniędzy..." - kontynuowała dziewczyna z metalowej budki - "właściwie... skąd wziąłeś się tutaj nagi..?"  Czysty sercem postanowił z niemałym wysiłkiem wytłumaczyć swoje położenie. Tłumaczenie to nie zaowocowało jednak żadnym zrozumieniem. Próbując kontynuować ten abstrakcyjny dialog, dziewczyna zza okienka spytała wprost - "...to bezdomnym wolno krzątać się tak na golasa? Hej, a ty jesteś w ogóle bezdomny?" - "Chyba właśnie to miałem na myśli..." - odparł Anioł. - "bezdomny i... głodny..." Dostał do ręki przyrządzony na ciepło szybki posiłek. Fizyczny czysty sercem, czerpał teraz wielką radość z zupełnie innych niż do tej pory rzeczy. Nie wiedział tylko, w jaki sposób zaspokoić wszystkie dokuczliwe ludzkie potrzeby, posiadał ich bowiem troszkę więcej. Nie miał też świadomości, jak brutalnie funkcjonuje tu rzeczywistość.
Błąkając się ulicami miasta, doznał wielu przykrych, bolesnych sytuacji. W wyniku jednego z incydentów, stracił nawet przytomność. Kiedy się ocknął, znalazł się w ciasnym, brudnym zaułku jakiejś dzielnicy zupełnie obcego mu i wrogiego świata. Brudny i poraniony jeszcze bardziej niż po upadku z góry, zapłakał. Ale mimo to, postanowił wstać. Bo mimo braku sił, postanowił uciekać... Uciekać z miejsca, gdzie panuje człowiek. Myśl, że może jest jednak gdzieś miejsce, w którym istnieje jeszcze jakaś namiastka boskiego stworzenia, przysłoniła mu wszelkie dokuczliwe dotąd potrzeby. Wzbudziła wolę izolacji. Chwycił się jej, nie dając sobie możliwości postąpienia w jakikolwiek inny sposób.

niedziela, 13 listopada 2016

Magia przez płot.

Późny październik, listopad... tak magiczna i fascynująca pora, pełna czarodziejskiej nostalgii... Dzielnice miasta, w którym mieszkam od niedawna, doskonale to ukazują.
Szczególnie to, co za płotami 😊
Tak... uwielbiam to! Elrina Włóczykij - wędrowny poszukiwacz czarodziejskiej nostalgii! "Posłuchaj,  Meren Re..." ♧
















Follow...






Magicznie, czerodziejsko...♧





Magicznie, magicznie...♧



Follow this house, come home...♧





"Będę tracić czas, szukać dobrych gwiazd
Gapić się na dziury w niebie
[Jużna zawsze] kochać Ciebie
Na to nie szkoda mi zmierzchów, poranków i nocy..."



























Zdjęcia może nie są profesjonalnej jakości, ale z pewnością nie o to chodzi, kiedy wstawiamy na bloga właśnie takie. Chciałam wystawić na arenę widoki i klimat, który kocham i za którym tęsknię,  nostalgię dzięki której kocham październik i listopad, bronią zatem same siebie pomimo braku dobrego sprzętu.
Dzięki.

sobota, 12 listopada 2016

I

Niebo poradziło sobie z atakiem sił nieczystych. Odniosło tryumf dokladnie tak, jak za każdym razem. Tym jednak razem wielu jego delikatniejszych obywateli poniosło tego bolesne konsekwencje. Niektórzy z nich pomimo boskiego zwycięstwa, nie uszli całkowicie bez szwanku. Tym razem wyjątkowo rozdrażnione siły zła nie dały im już więcej, o dziwo, możliwości powrotu w bezpieczne ramy oddzielnego od zła jedynego miejsca we Wszechświecie. Niektórzy z pewnością do dziś błąkają się przy resztkach sił, poszukując swoich braci Serafinów. Pewien inny zaś zupełnie utracił kontrolę nad swoim...
upadkiem. Bardzo bolesnym upadkiem.
Upadkiem na zimną, nieprzyjemną, cuchnącą grzechem powierzchnię... Na Ziemię.
Beznadziejne położenie, w jakim znalazł się pozbawiony blasku, wydawało mu się nie do zniesienia. Nie mógł jednak w żaden sposób temu zaradzić. Odczuł natychmiast, ile stracił, nie mógł już bowiem wrócić tam, skąd trafił. Próbując jedynie ocenić nieszczęśliwe położenie, pomyślał... Pole bitwy stracenców... Ból, chłód, krzywda, pustki... Twarde podłoże do reszty pozbawione śladów boskiego stworzenia... Czuł namacalność swojego ciała, był fizyczny, fizycznie odczuwał swoją krzywdę. Pytanie tylko, dlaczego tak się stało... Roztrzaskany, pozbawiony skrzydeł, coraz bardziej świadomy, z minuty na minutę zadawał sobie coraz mniej pytań.... Zrozumiał. Znalazł się tam, skąd niedoskonali przychodzą pozbawieni swoich ciał. Teraz czuł, jak bardzo więzi go ciało, którego dotąd nie musiał doświadczać. Ta przeklęta osłona, w imię najwyższej sprawiedliwości... teraz juz nawet on nie mógł się spod niej wydostać. Nie mógł także odejść, jak odchodzą, zrodzeni tutaj, był kimś innym - kimś więcej... Kimś poniżonym, chociaz czystym. Kimś kto utracił w wyniku silnego upadku coś, co z pewnością pomogło by mu istnieć w tym haniebnym położeniu bez poczucia szczęścia... Anioł utracił nadzieję, raz na zawsze, utracił ją.

niedziela, 6 listopada 2016

PROLOGUE
Wiele lat temu...
Już wiele lat temu Elrina szukała w przyrodzie form, które odpowiadałyby jej komfortowi wewnętrznemu. Specyficznemu rodzajowi estetyki. Odnajdywała je w surowej naturze, mistyce atmosfery, głębi barw, zieleni. Kwiaty - emanowały oczywistym pięknem, Elrina tymczasem kochała się w omszałych skałach. Zachwycała ją potęga nieregularnych form. Dzięki swoim specyficznym właściwościom, umiała zrozumieć leśne zwierzęta i wiele tajemniczych stworzeń.
Lasy tak bliskie jej sercu, otaczały sloneczne, kwiecie łąki. Łąki, po których chadzały jej rówieśniczki. Panny, komponujące wianki z różowego kwiecia na swoje główy. Elrina wielokrotnie  wychodziła spacerować pośród tych pięknych jasnowłosych, równoletnich jej postaci, czując się pozbawiona przy nich własnego blasku. Odnosiła wrażenie,  że włosy równoletnich jej panien pochłaniają wszystkie promienie słońca, jakie tylko mozna schwycić - odbijając na sobie pełnię ich blasku... Czuła się przy nich ciemną, szarą postacią. Tymczasem one, zawsze tak jasne i piękne, każda z nich - piękna i jasna bez wyjątku... Ich naturalnie lśniące slonecznym blaskiem włosy przyciągnęłyby uwagę każdego...
Któregoś dnia, Elrina boleśnie odczuła potrzebę poczucia własnej wartości. Dano jej bowiem do zrozumienia, że nie jest tak niewinna i wartościowa jak panny z łąk. Bo i owszem, nie sprawiała wcale wrażenia takich, jak one. Od czasu bolesnego potraktowania, tak ewidentnie choć niezrozumiale uzasadnionego, postanowiła nie wracac juz na słoneczne pastwiska. Czuła się tam niepotrzebna, niedoceniona, na dodatek uznana za winną swojej niedoskonałości...
Odrzucona uciekała do lasu, swojej oazy. W głębi,  zmęczona natłokiem desperackich uczuć upadała na ziemię, zawsze tuż przy maleńkim stawie. Zmęczona leżała tak bardzo długo. Któregoś razu, przeleżała tak noc i kolejny dzień - zasnęła wówczas nie śniąc, potem przebudziła się. Uniosła tułów na rękach, a nachylając się nad taflą wody, dostrzegła tym razem pewną postać. Czarnowłosa, rumiana elfka odezwała się do niej mówiąc...
"przypatrz mi się..."
Elrina skupiła wzrok na postaci, która dodała, kontynuując... "Jesteś troszkę inna, prawda...?" Nie zamierzając kończyć, elfka przemawiała do Elriny dalej... "Elirno Eloro Fae, jesteś istotą wyjątkową - niezależnie od opinii słonecznych łąk, zrozum to, Ty, zrodzona z mgły i rosy oraz na mchu w cieniach lasu..."
Elrina słuchała. Potem zrozumiała, postać zgraną z tym, co ją wychowało, a więc nie łąkami w słonecznym zenicie, a z poranną rosą, mchem i srebrnym księżycem tulącym właśnie ją każdej nocy do snu, już od samych narodzin...


sobota, 5 listopada 2016

W ogrodach można zapomnieć o problemach, można uciec ze swoim bólem,  zostawić utrapienia przed główną bramą wejściową, a do domu wrócić inna, tą wyjściową. Ma się ochotę zostać tam w prawdzie, do domu z betonu trzeba jednak wrócić. Tym bardziej, gdy miłość  czeka na miejscu, o ile nie zabraliśmy jej ze sobą  (a ja zabieram, zawsze). Dzisiaj pragnę utopić bóle i strapienia w sentymentach, poszukać magicznych elementów konstrukcji wehikalnej, oraz tworzyć z nich kompozycje do aranżacji własnego wnętrza,  własnego, nie z betonu.
W każdym z ogrodów za płotem jest tyle ciekawych drobnostek... Zacznijmy się im przyglądać... Co wzięła bym do siebie? Co połączyła, jak poustawiała... To fascynujące, to dar Boży... To nieograniczone możliwości ... To zarówno pozostałości po tworach innych, jak i nie dostrzeżone magiczne właściwości zupelnie przypadkowo leżących tam elementów...❤❤❤
Jakie są twoje kompozycje... Inspiracja kluczem do każdego serca, do serca każdego ogrodu.