czwartek, 5 stycznia 2017

***

El zauważyła, że coś wyraźnie nie gra w jej kotlinkowym porządku - jedna rzecz, druga, wcale nie leżą na swoim miejscu. Wyglądało to, jakby ktoś odnalazł jej tajny zakamarek lasu i dotykał jej rzeczy, przeglądał. Zastanawiała się, co zrobić "z tym fantem", w zasadzie nie pozostawiała tam nic cennego, z drugiej też strony nic stamtąd przecież nie zginęło. "Po prostu" - pomyślała dziewczyna - "ktoś tam się w końcu znalazł, a to musiało kiedyś nastąpić... Nie sama przecież masz pojęcie o całym tym lesie, El..."
Wprawdzie El musiała być przygotowana na intruzów, w końcu każdy mógł zabłądzić także w jej tajemne miejsca. Nie sądziła jednak, by ktokolwiek miał ochotę bląkać się akurat tam... Miejsce to było bowiem wyjątkowo schowane i nie posiadało zbyt szczególnej aury, by móc kogokolwiek przyciągnąć i zachęcić do zwiedzania... "A jednak ktoś tam trafił", pomyślała z uśmiechem, "zainteresowany nim, jak widać, doszczętnie"... Poczuła się trochę tak, jak gdyby ktoś okazał jej zainteresowanie. Pomyślała nawet przez chwilę... "to dość przyjemne uczucie".

Podeszła uporządkować raz jeszcze swoje rzeczy i zająć się przygotowanym na ten dzień pomysłem. A dzień postanowiła spędzić ze świadomością, że już nie tylko ona sama wie o istnieniu tajemniczej kotliny w głębi szmaragdowego lasku nieopodal osiedli domków jednorodzinnych spod brzozowych i lipowych kniei... Nie potrafiła przestraszyć się intruza - co najwyżej lekko zdenerwowało ją, że w każdej chwili ktoś mógłby się tu zjawić i zakłócić w spokoju wykonywane ulubione leśne czynności.

***

- "Tak bardzo mnie zadziwiasz" - stwierdziła Ronnie.
- "To źle...?" - zapytał wciąż dość niezręcznie czując się, długowłosy chłopak.
- "Hmmm... zależy to, skąd bierze się twoje zachowanie. Mówisz, że jesteś bezdomny, co nawet widać, głodny, co widać równie dobrze, ale nie potrafisz mi wyjaśnić, skąd się wziąłeś..."
- "nie zrozumiesz..." - odparł długowłosy.
- "Dlaczego? Nie jestem już dzieckiem, śmiało, możesz mi powiedzieć wszystko" - zapewniła obcego dziewczyna.
- "Skoro... nalegasz...
Tam, skąd przyszedłem, nic nie wygląda tak jak tu... A tu nic nie dzieje się tak, jak powinno i nie znalazłem się tutaj z własnej woli. Właściwie nie wiem nawet, jak to się stało... Był to bolesny upadek... Obudziłem się w padole grzechu  - nagi i z wieloma nowymi potrzebami..."
- "Czyli, że... jak - ty spadłeś z nieba?" - po raz kolejny trudno było opanować Ronnie odruch wybuchu śmiechu, tym razem jednak udało jej się, choć ton głosu dziewczyny wciąż zdradzał wyraźnie rozbawienie z jej strony.
- "A wierzysz mi...? Wciąż próbuję ubrać to wszystko w słowa tak, żeby być choć trochę zrozumianym..."
- "...Znów tak śmiesznie się tłumaczysz" - przerwała mu Ronnie - "ale w porządku, załóżmy, że ja ci wierzę".
Długowłosy postanowił szerzej wyjaśnić dziewczynie swoje położenie. Ta zaś słuchała, zadając mu z czasem coraz mniej pytań. Poczuła, że lubi rozmawiać z tym pociesznym, choć dziwacznym nieznajomym, a właściwie - nowym znajomym, zdała sobie jednak sprawę z tego, że powinna dowiedzieć się, jak ma na imię. Zapytała. W odpowiedzi usłyszała...
- "Wiesz, wysokiej rangi bracia mają tam swoje niezachwiane, dostojne imiona, ja... swojego nie jestem w stanie sobie tutaj... przypomnieć" - twarz chłopaka posmutniała, jak gdyby zrozumiał, jak istotne jest tu posiadanie własnego imienia. Nie wiedział bowiem, kim jest tutaj dla innych, poza bezdomnym i głodnym... obcym.
- "Czyli... jesteś skrzydlatym, pozbawionym imienia i skrzydeł - ciekawe..." - stwierdziła Ronnie, poczym chwilę zastanowiła się i dodała - "hmm, a co powiesz na to, żebym mówiła do ciebie, jak mi się spodoba? Może..."

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz